sobota, 7 czerwca 2014

24. Pogrzeb

Wszyscy byli ubrani na czarno, dwóch ninja niosło jego ciało, było ono przykryte czarną, jedwabną płachtą. Gdy doszli do ołtarza złożono go w dębowej trumnie.
-Jeśli ktoś chce się z nim pożegnać, niech zrobi to teraz.-Powiedział spokojnym głosem kapłan. Pierwsza podeszła jego matka, cała we łzach,  tuż za nią Temari. Gdy dziewczyna została sama uklękła i zaczęła płakać.
-Dlaczego mnie zostawiłeś?-Załkała.-Obiecałeś, że mnie nie opuścisz, że nawet śmierć nas nie rozłączy. Dlaczego to za mnie oddałeś życie?! Nie chcę być ci dłużna, chcę tylko być z tobą...!!- W tym momencie wyjęła z pochwy mały nóż, przyłożyła go do swojego brzucha i jednym, szybkim ruchem głęboko wbiła ostrze przecinając żołądek i wątrobę. Ruszyła ręką w górę docierając do serca, chwilę później leżała już na ziemi szepcąc te słowa:
-Shikamaru, zaraz znów się spotkamy...

***
Ocknęła się, otaczały ją białe ściany, poczuła czyjąś rękę na swoich włosach. Głowę miała opartą o miękką kołdrę, otworzyła szerzej oczy i rozejrzała się. Jej pozycja nie była wygodna i nie pozwalała na żaden większy ruch, dlatego podniosła się jednocześnie strącając rękę, którą trzymał na niej chory. Wciąż spał niczym zaklęty, ale tym razem na jego twarzy gościł uśmiech, najwidoczniej wyczuł, że jest obok niego osoba, która wciąż przy nim czuwa. Od kilku dni nieprzerwanie była przy nim czekając aż się ocknie, aż da jakiś sygnał mówiący o jego istnieniu. Jednak nic takiego się nie pojawiało, z każdym dniem natomiast, zwiększała się szansa na to... że się nie wybudzi.
- Temari... przykro mi...-Usłyszała dochodzący z drzwi głos pewnej blondynki.-ale szanse są niewielkie. Proszę idź do domu, przebierz się, nie byłaś tam od kilku dni.-Nakazała nie licząc nawet na jakikolwiek efekt.
-Nie.-Odrzekła stanowczo kunoichi z Suny.-Zostanę, jeśli się obudzi...Ja... chcę być przy nim.
-Pozwalam ci na to tylko dlatego, że mogą to być jego ostatnie chwile...-Ambasadorka schyliła głowę, nie chciała wierzyć, że te najgorsze scenariusze mogą się spełnić. Nie mogła o tym myśleć, a co dopiero powiedzieć "Shikamaru Nara może nie przeżyć następnej nocy" Dotknęła tej samej dłoni, którą jeszcze chwilę temu chłopak, nieświadomie,  głaskał niewidzialnym ruchem włosy dziewczyny. Godaime wyszła z sali znów zostawiając ich samych.
-Shika... proszę obudź się.-Szepnęła nie mając wiary, że nadejdzie ten moment, że jeszcze choć raz zobaczy jego znudzone, czarne oczy i leniwy uśmiech na twarzy... Widząc te obrazy z przeszłości, znów pogrążyła się we śnie. Choć chciała cały czas czuwać, jej organizm nie wytrzymywał takiego obciążenia.Ciągłym czekaniem... nie chciała jeść, ani pić...  nie chciała... Już od paru dni nie brała prysznica, cały czas siedziała przy łóżku chorego ustępując tylko, gdy  przychodziła jego matka. Nie obchodziło ją ile to jeszcze potrwa, nie brała udziału w misjach, a jej rodzeństwo wcale jej nie przyciskało. Wiedzieli dobrze co przeszła dziewczyna w ostatnich dniach, stwierdzili że przyda jej się trochę wolnego. Ale ona nie potrafiła już inaczej spędzać dnia, każdej nocy spała w szpitalu, mając nadzieję, że jeśli Shikamaru obudzi się, ona będzie mogła być przy nim, porozmawiać... pożegnać się.
***
Tymczasem w gabinecie Tsunade wszyscy pogrążeni byli w smutku, nie tylko dlatego, że najlepszy strateg już wkrótce może opuścić to miejsce na zawsze. W ciągu tych ostatnich dni wydarzyło się naprawdę wiele. Oddział ratunkowy z Suny odnalazł shinobi na misji w Kraju Wapnia i pomógł przenieść rannego bezpośrednio do Konohy. Jednak nie obyło się bez ofiar, zginęli wszyscy mieszkańcy wioski Jaskini, którzy pragnęli zemsty. Tego czynu dokonały dwie wspaniałe kobiety: Tsuyoi i Pawafuru, czyli znane w dzisiejszych czasach jako Kanashi oraz Haito. Druga z nich, od wieków związana z wioską musiała zdobyć się na odwagę, by zniszczyć swój lud dla dobra świata. W tym celu użyły tajemnego Jutsu, które przemieniło ich energię życiową na tę, śmiercionośną. Zabiły wszystkich swoich przeciwników za jednym zamachem, jednak zrobiły to kosztem swojego własnego, nieśmiertelnego życia. Dwa dni po ich przybyciu odbył się wspólny pogrzeb bohaterek. A w szpitalu wciąż leżał on... jeszcze nie martwy.... ale nadal nie w pełni żywy. Minęło już tyle dni... dusza Shikamaru powoli umiera...
***
Siedziała przy nakrytym stole, dwie porcje stygły już od kilku minut. Żadna z nich nawet nie tknięta, kobieta spuściła głowę.
-Synu...- Szepnęła.-Wróć do mnie... proszę.-Samotna łza spłynęła po jej bladym policzku.Jednak młody Nara zdawał się nie słyszeć próśb wszystkich tych, którym zależało na jego życiu. Chłopak powoli odpływał ku krainie wiecznego szczęścia... z dala od trosk... zmartwień ludzkich...  Mimo iż inni prosili, błagali, modlili się... śmierć zabierała go ze sobą w podróż do spokojnego miejsca... - Przed tobą jeszcze całe życie, nie poddawaj się! Walcz o nie!-Wykrzyczała przez łzy i schowała twarz w dłoniach. Wiedziała, że tak nic nie zdziała, ale trzeba było próbować wszystkiego... -Klan... wioska... My cię potrzebujemy Shikamaru!! Wróć do nas...
***
Ciemność była wszędzie. Przez nią przebijał się jedynie jasny strumyk światła. 
-Gdzie ja... 
-Shikamaru...!!- Zawołał ktoś, chłopak obrócił się. Zobaczył wysokiego mężczyznę z bliznami na twarzy. 
-Ojcze....Czy ja... umarłem?- Mężczyzna, który teraz stał już na przeciw niego, wbijał w niego swoje spojrzenie. 
-Nie, jeszcze nie. Ale jesteś już blisko śmierci. Młody Nara spuścił głowę. Ojciec podszedł do niego bliżej i położył rękę na jego ramieniu
-Mam wybór? 
-Tak, ale nie zostało ci wiele czasu. Shikamaru podniósł na niego wzrok. Był opanowany 
-Jak tu jest? 
-Spokojnie... niezbyt wiele się tu dzieje. - Chłopak przytaknął spoglądając w górę. Choć teoretycznie nic tam nie powinno być, dostrzegł błyszczące gwiazdy. Od razu na myśl przyszły mu wspomnienia leniwie spędzonych popołudni na wylegiwaniu się na dachu domu, oglądając smętnie płynące po niebie chmury. 
-Jeśli tu zostanę... Wszytko się skończy?- Spojrzał na ojca, czekając na jego reakcję.- Obowiązki, misje...? 
-Wszystko- przytaknął mu Shikaku, po czym odwrócił się do niego plecami. Młody chłopak patrzył za oddalającym się coraz bardziej ojcem. Zanim zdążył go zawołać sceneria zaczęła się zmieniać, a on znalazł się na dużej łące. Ponad nim rozpościerało się błękitne niebo, na którym to chmury odbywały swój codzienny, powolny marsz.Chłopak skupił jednak swoją uwagę na otaczającej go ziemi. Trawa była równo przystrzyżona i idealnie zielona, co zdecydowanie niszczyło w niej naturalność. 
kilka metrów od niego znajdywał się dobrze znany mu stolik do gry w shogi, a przy nim postać, która dopiero co zniknęła z punktu widzenia chłopaka. Podszedł do ojca i usiadł po przeciwnej stronie planszy, wszystkie figury były już ustawione na swoich miejscach. Shikaku nic nie powiedział, jednak widać było, iż oczekuje na pierwszy ruch swojego syna. Tak jak spodziewał się były główny strateg, sente wysunął wpierw piona, by dać przejście gońcowi. W odpowiedzi postąpił podobnie.
-Czyli wszystko zależy ode mnie.-Przerwał ciszę, starszy skinął głową.-Kłopotliwe...-westchnął po czym wykonał kolejny ruch. Znów nastała cisza, zdawało się jakby przewidywali swoje ruchy, oboje obrali podobną strategię. Wysunęli figury ofensywne, jednocześnie tworząc gakoi ("zamek") dla króla z pozostałych figur, byli skupieni i w spokoju wykonywali swoje ruchy. 
-Jeżeli zostanę, będę wolny...-myślał na głos, propozycja odejścia z świata żywych była niezwykle kusząca, a chłopak widział w niej jedynie zalety.  Żyć, czy umrzeć?? Wbrew pozorom nie jest to łatwy wybór.
-To prawda, ale... -Przemówił Shikaku, głowę miał spuszczoną, a ręce założone na piersi.- będzie ci brakować osób, które zostawiłeś.- Podniósł wzrok i spojrzał synowi prosto w oczy, a ten jeszcze bardziej się zamyślił. W myślach zobaczył twarz pochylającej się nad nim młodej, blond-włosej kobiety, słyszał jak krzyczy zrozpaczona....
Temari-Poruszył ustami jakby wymawiał jej imię.
*************************************
Ok ok...
wiem że krótko, ale naprawdę nie mogłam już napisać nic więcej. ;(
Przy rozdziale pomogła mi trochę moja one-san - Keisz z bloga o Inazumie
Właściwie nie było tu pogrzebu...było tylko o nim wspomniane.... ale wszystko wyszło inaczej niż miało być.... cóż mówi się trudno. Do następnego :*
PS. Oto pierwszy rozdział nowej serii (III) pt. "Demon powraca"
Buziaczki :*******
Aki

5 komentarzy:

  1. Matko jakie to piękne.To chyba najlepszy twój rozdział jaki czytałam.Wszystko tak szczegółowo opisane.Świetne.Czeka na next :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział piękny. Musze przyznać, że czytałam od jakiegoś czasu twojego bloga i czekałam na nowy rozdział, i się w końcu doczekałam :) Nie zostawiaj tego bloga, na prawdę :3 czekam na następny rozdział :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Twoje zamówienie zostało wykonane. Proszę, uszanuj moją pracę i skomentuj.

    http://zatracone-dusze.blogspot.com/2014/06/066-067-gotta-be-you.html

    Pozdrawiam,
    Miki. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chociaż już ci dziękowałam zrobię to po raz wtóry... znaczy się trzeci XD
      ARIGATOU!! m(_ _)m
      :**

      Usuń
  4. To jest cudowne. Mam łzy w oczach. Życzę weny.

    OdpowiedzUsuń

Hejka!
A więc dotarłeś aż do samego dołu, masz moje gratulacje. ^^
W każdym bądź razie, teraz czeka cię najtrudniejsze zadanie. Widzisz może takie białe, prostokątne pole na dole?? Jeśli tak, to naciśnij tam. Teraz możesz wykazać się zdolnością pisania na klawiaturze i napisać co sądzisz o tym, co przeczytałeś. Na koniec naciśnij przycisk "Opublikuj" i to już cała filozofia.
Buziaki :*
Aki
PS. Spam proszę pisać w odpowiedniej zakładce o tytule "SPAM".